Dzisiaj przenosimy się do Antalyi. Myślę, że nie ma sensu na nią poświęcać więcej niż jednego posta, bo Antalya po pierwsze nie była naszym celem samym w sobie, po drugie - po prostu nie obfituje w niewiadomo jaką liczbę atrakcji (inna sprawa, że wiele z nich jest po prostu poza miastem).
Jak pisałam Wam w poprzednim poście, Antalya jest dużym miastem. Na stałe mieszka w niej około 1 milion mieszkańców, w sezonie dochodzi prawie do 2 milionów. Kiedy staniecie na wybrzeżu Starego Miasta, po prawej stronie zobaczycie ciągnący się pas gór Taurus - dokładnie jego zachodnia część. Jak możecie się domyśleć, w zestawieniu z morzem i plażami wygląda to bardzo malowniczo. Niestety, przynajmniej podczas naszego pobytu, widoczność była raczej słaba z uwagi na dużą wilgotność powietrza i jego małą klarowność. Nie mieliśmy możliwości podziwiania gór - co zresztą widać na zdjęciach poniżej. Jeżeli interesuje Was więcej kwestii związanych z Antalyą, odsyłam do innych źródeł. Ja zawsze, w tym miejscu, będę opisywać rzeczy i miejsca ze swojej perspektywy, bo kopiowanie tekstów z wikipedii ma mały sens i jest raczej słabe.
Balans
Żebyśmy mogli dalej razem "podróżować" napiszę Wam jedną, bardzo ważną rzecz - tj. jakim typem turysty* jestem ja i Michał. Słowo klucz dla naszych wycieczek to balans. Nie mogę powiedzieć, że jestem osobą, która wszystko potrafi załatwić za bardzo małe pieniądze, bo tak nie jest. Owszem, jak każdy, nienawidzę przepłacać, ale mam też swoje granice, których nie jestem w stanie przekroczyć (jak np. spakować się na 3 tygodnie do bagażu podręcznego, spać w hotelu z zimną wodą i robakami etc.) Nie martwcie się - znajdziecie tutaj wskazówki, jak ogarnąć tanio niektóre kwestie, ale nie znajdziecie tutaj rad, jak "zrobić" Turcję w dwa tygodnie za 500 zł i musicie się z tym liczyć. Tutaj prędzej pomoże Wam biuro podróży i opcja all in.
Jasne jest, że ja też lubię się chwalić przed znajomymi, że udało mi się znaleźć bilet w dwie strony za stówę, ale jeżeli nie odpowiada mi termin i inne kwestię, to za tą stówę i tak nie polecę. To samo dotyczy hoteli. Jestem w stanie spać dwie noce w obskurnym i brzydkim hotelu (ale i tak musi mieć ciepłą wodę i osobną łazienkę) by potem, kolejne dwie spędzić w jakimś bardziej wypasionym. To taka jakby nagroda, chociaż wiem, że podróżowanie jest nagrodą samą w sobie. Tyle. Uważam, że nie ma w tym nic złego. Jeżeli macie podobnie jak ja, jestem pewna, że się odnajdziecie w moich postach.
Kochani pamiętajcie także, że wbrew powszechnej opinii podróżowanie na własną rękę czasem wychodzi taniej, a czasem drożej i to jest zupełnie normalne - wszystko zależy od tego, gdzie się wybieracie, jakie planujecie aktywności, co planujecie jeść, pić, a nawet czym się przemieszczać. Proszę Was jedynie o rozsądek - nie katujcie się byle czym tylko po to, żeby odhaczyć jakieś miejsce z Waszej listy. Poczujcie klimat, poczujcie miejsce. Zjedzcie dobre jedzenie w knajpie i na ulicy, śpijcie na pustyni na pryczy, a potem w tym samym kraju w pięknym riadzie (tu też da się za grosze;).
Żyjcie i przeżywajcie. Balansujcie - tak jak balansujecie między pracą, rodziną i czasem wolnym.
Antalya - Muratpasa i ciuchy za bezcen
Okej Moi mili, dosyć czczej pisaniny, przejdźmy do konkretów. W Antalyi zatrzymaliśmy się na początkowe dwie noce. Dało nam ogromnego, energetycznego kopa. Mogliśmy powiedzieć "dzień dobry!" morzu i poczuć turecki klimat! Okazało się, że zarezerwowaliśmy hotel w świetnym miejscu, bo zaraz obok centrum handlowego MURATPASA. Przy centrum znajduje się też przystanek tramwaju, który jechał prosto z lotniska. Mieliśmy chwilę czasu do naszego zameldowania w hotelu, więc z przyjemnością rozłożyliśmy się z bagażami w Starbucksie w galerii. Pamiętam, jak miło zaskoczyła mnie cena kawy (moje ulubione, największe cappucino z mlekiem sojowym i podwójnym espresso kosztowało - uwaga - 9 zł:) Znaleźliśmy tam też karty do telefonu (procedura rejestracyjna - jeszcze nas, obcokrajowców - trwała ponad godzinę), pochodziliśmy po sklepach - i tu uwaga! CENY TURECKICH UBRAŃ MNIE DOSŁOWNIE POWALIŁY NA KOLANA - szczególnie tych z tureckich sieciówek takich jak KOTON czy LC WAIKKI. Dziewczyny, to nie jest jakość pierwsza klasa, tylko taka sieciówkowa, ale naprawdę - weźcie do serca moje rady i trzy razy zastanówcie się czy warto lecieć z Polski z ledwo domykającą się walizką. My trafiliśmy na końcówkę wyprzedaży i superniski kurs liry i to było n-i-e-b-o! Szkoda, że w mojej dopchanej już w Polsce walizce tych przestworzy brakowało. Zauważyłam, że kosmetyki (MAC, Khiels) również były tańsze, nie ma natomiast różnicy w cenach perfum czy cenach alkoholu (przynajmniej teraz).
Zatrzymaliśmy się w tym hotelu. Mimo, że nazywa się OZGOR, od razu dostał od nas wdzięczne miano Obskura, tudzież Ogóra. Obsługa raczej nie mówiła po angielsku, ale na migi się dogadacie. W ogóle mam takie wrażenie, że w Turcji z angielskim ciężko. Prędzej dogadalibyśmy się po rosyjsku... Za dwa noclegi bez śniadania zapłaciliśmy 220 zł łącznie. Tutaj jednak kluczowa była lokalizacja. Poza tym planując doszliśmy do wniosku, że chcemy sami zadecydować co zjemy na nasze pierwsze, tureckie śniadania.
Stare Miasto - Kaleici
Z centrum handlowego MURATPASA (tudzież z hotelu) dojdziecie deptakiem do Starego Miasta. Przy deptaku jest masa sklepów z ubraniami, lodami, jedzeniem, kawą czy sokami. Głodni nie będziecie. Deptak kończy się przy porcie i ma około kilometra długości.
Z naszej perspektywy Kaleici to zdecydowanie najfajniejsza część Antalyi. Spędziliśmy w okolicy łącznie 3 dni (spaliśmy 3 noce) i był to świetny wybór - na zdjęciach zobaczycie dlaczego. Stare Miasto Antalyi jest kolorowe, ma mnóstwo wąskich uliczek, w których możecie się dosłownie zgubić - celowo bądź nie :) Nie muszę polecać Wam również żadnego konkretnego miejsca na zjedzenie czegokowiek. Tripadvisor ma słaby rating w Antalyi, więc tym razem nie bazowaliśmy na nim, tylko sami wybieraliśmy miejsca na posiłki. Knajp jest mnóstwo! Zaufajcie swoim nosom! Ja jedynie polecam - jak zwykle nad morzem - postawić na ryby i owoce morza.
Mermerli Beach i Port
Może wydać Wam się to dziwne, ale w Antalyi ciężko o ładną plażę. Miasto, z moich obserwacji, jest położone na klifach, a żeby dotrzeć na płaską, piaszczystą plażę dojeżdżając z centrum musielibyście poświęcić sporo czasu. Jest jednak pewna alternatywa - tj. Mermerli beach. Jest ona przyklejona do portu i tak naprawdę jest plażą jednej z nadbrzeżnych restauracji (w której nota bene jedliśmy dwa razy obiad i był super). Za wstęp na plażę trzeba było zapłacić codziennie 13 TRY (ok. 7 PLN). W cenie jednakże mieliśmy leżaki i parasole przeciwsłoneczne, więc to było super. Do tego dno morza w obrębie plaży nie było kamieniste, tylko piaszczyste, można było wziąć sobie również materac czy koło do pływania (w cenie). Jak dokładnie wyglądała plaża obrazuje zdjęcie poniżej. Osobiście - bardzo ją polecam. Jedyny minus to jak się domyślacie - ograniczona liczba miejsc. Początkiem września jednak, około godziny 10, nie było żadnego problemu.
Brama Hadriana
Brama Hadriana jest bardzo charakterystycznym zabytkiem Antalyi i robi spore wrażenie. Otwiera też jedną z uliczek na Starym Mieście. Powstała w czasach panowania cesarza Hadriana, jako łuk triumfalny. Dzięki odkopaniu tej części starożytnego miasta można sobie uświadomić, jak grubą wartstwą ziemi została przykryta antyczna Antalya podczas stuleci.
Duden Falls
Dużo krzyku o nic. Dobra, to na pewno jest duży wodospad i na pewno ciekawe jest to, że jest w środku miasta. Ale nie da się tam legalnie zejść, podejść i jest masa ludzi, więc w zasadzie dużo hałasu o nic... Kaskada jest najwyższa w rejonie i spływa naprawdę szerokim strumieniem, ma około 60 m wysokości. Z poziomu morza można go podobno zobaczyć od środka.
Lara Beach
To plaża, na której spędziliśmy łącznie raptem dwa dni, dojeżdżając z hotelu, w którym wzięliśmy opcję ALL IN. Byliśmy daleko od centrum, bo zależało nam na plaży i morzu po to, żeby chociaż chwilę odpocząć i nie szukać codziennie jedzenia. Niestety Kochani - ta plaża to porażka. Jest brudno, dużo ludzi, stare leżaki, daleko od centrum, na jakichś wydmach albo nie wiem czym. Hotel oceniam na 7,5 na 10. Obejrzycie go sobie tutaj.
Oceanarium w Antalyi - AQUARIUM ANTALYA
Oceanarium zwiedziliśmy już po powrocie do Antalyi z Kapadocji. Na oceanarium musicie przeznaczyć około 3 godziny, jeżeli chcecie mieć w miarę fajne zdjęcie. Z ważnych kwestii - bilet kosztuje około 30$ od osoby, jeżeli kupicie go przez Internet tu. Aquarium w Antalyi szczyci się najdłuższym podwodnym tunelem na świecie i jeśli mam być szczera - na mnie zrobił ogromne wrażenie. Tunel ma aż 131 m długości. W Aquarium znajdziecie też Snow World i Ice Museum (płatne osobno), a także WildPark - park z gadami (płatne osobno). Z dodatkowych atrakcji nie skorzystaliśmy. Z łatwością dojedziecie tam autobusem. Polecam przede wszystkim dojazd do pobliskiej galerii handlowej Migros Shopping Center, gdzie jest zatoczka i przejście ok. 300 m na nogach. Kursuje stamtąd mnóstwo autobusów. Resztę niech powiedzą zdjęcia.
1. Wypić kawę po turecku w Turcji.
2. Zwiedzić Oceanarium (gdziekolwiek).
Jak widzicie obie pozycje można było "zaliczyć" w innym miejscu. Czy chciałabym tam wrócić? Chyba nie. Dla odpoczynku i plaży wybrałabym inne z pobliskich miasteczek. Antalya jest świetna jako baza wypadowa, posiada świetną komunikację i połączenia z innymi miastami, nie jest też nastawiona tylko na turystów, więc ceny są dużo lepsze niż np. w Alanyi. Ale nie znalazłam tam wszystkiego czego szukałam. Kuchnia jest fantastyczna, ale umówmy się - nie lubimy przecież płacić za dostęp do morza, a tam gdzie jest bezpłatny - jechać 40 minut... Just sayin'. Rozważcie ją jako bazę wypadową, ale raczej nie bierzcie pod uwagę jako miejsce do plażowania.
Ciekawostki:
Granat, sok z granatu i granatowe drzewka
Turcja jest światowym liderem w hodowli granatu (wiedzieliście?). Z sokiem z granatu jest tak, że za pierwszym łykiem smakuje średnio, bo czujecie tylko cierpki smak, a pod koniec picia jesteście już w nim zakochani i wiecie, że będziecie go pić przez cały wyjazd - szczególnie kiedy jest sprzedawany w takim miejscu jak to poniżej. Więcej o granacie napiszę Wam w poście kulinarnym. Wiem jedynie, że ogromny kubek (ok. 600 ml) świeżo wyciskanego soku kosztował mnie około 7 złotych.Koty, koty everywhere
Koty w Turcji są dosłownie wszędzie i dosłownie wchodzą Wam do talerzy! Bardzo spodobało mi się to, że miasto o nie dba - patrzcie na te domki poniżej. Widzieliśmy również Turków, którzy je dokarmiali i był to jednocześnie bardzo przykry (biegnące do jedzenia wygłodniałe i chude koty) i bardzo radosny widok (jest jeszcze w ludziach dobro!).
Podsumowując:
Dzięki Antalyi udało mi się wykreślić z mojej BUCKET LISTY następujące pozycje:1. Wypić kawę po turecku w Turcji.
2. Zwiedzić Oceanarium (gdziekolwiek).
Jak widzicie obie pozycje można było "zaliczyć" w innym miejscu. Czy chciałabym tam wrócić? Chyba nie. Dla odpoczynku i plaży wybrałabym inne z pobliskich miasteczek. Antalya jest świetna jako baza wypadowa, posiada świetną komunikację i połączenia z innymi miastami, nie jest też nastawiona tylko na turystów, więc ceny są dużo lepsze niż np. w Alanyi. Ale nie znalazłam tam wszystkiego czego szukałam. Kuchnia jest fantastyczna, ale umówmy się - nie lubimy przecież płacić za dostęp do morza, a tam gdzie jest bezpłatny - jechać 40 minut... Just sayin'. Rozważcie ją jako bazę wypadową, ale raczej nie bierzcie pod uwagę jako miejsce do plażowania.